Agnieszka Graboń jest historykiem, uznanym i cenionym pedagogiem. Jej uczniowie sięgali po laury wielu prestiżowych konkursów i olimpiad. Ma na swoim koncie dwie publikacje o odmiennej tematyce i pomysł na dwie następne książki.
Zapraszamy do przeczytania wywiadu, przeprowadzonego z okazji Tygodnia Bibliotek 😉
AGNIESZKA GRABOŃ. „HISTORYKOM RUTYNA NIE GROZI”
Agnieszka Graboń jest historykiem, uznanym i cenionym pedagogiem. Jej uczniowie sięgali po laury wielu prestiżowych konkursów i olimpiad. Ma na swoim koncie dwie publikacje o odmiennej tematyce i pomysł na dwie następne książki. Zamiłowanie do historii narodziło się i wzrastało zarówno dzięki inspirującym nauczycielom, jaki i poprzez wręcz namacalne obcowanie z czasem minionym. Nasza rozmówczyni – rodowita radoczanka – wiele czasu spędzała u dziadków, chłonąc każdą informację i wspomnienie. Jak się okazało, część pomieszczeń domu w którym mieszkali, była przed stu laty wykorzystywana jako sale szkolne.
Paweł Kręcioch: Skąd zainteresowania historią? Kiedy się narodziły?
Agnieszka Graboń: Myślę, że duży wpływ na ukształtowanie takich zainteresowań mieli moi dziadkowie – Józefa i Andrzej Pytlowscy, z którymi spędzałam w dzieciństwie wiele czasu. Oboje potrafili snuć ciekawe opowieści o czasach wojny, o swoich rodzinach i to bardzo mnie inspirowało. Natomiast jeśli chodzi o edukację szkolną, to na pewno był to kontakt w kl. IV SP z panem Józefem Bodzentą, wspaniałym historykiem, który tym kiełkującym u mnie zainteresowaniom, nadał bardziej usystematyzowany kształt. Kiedy w VIII klasie zostałam laureatką olimpiady historycznej, wiedziałam że historia już ze mną „zostanie”.
PK: Kiedy pomyślała Pani pierwszy raz o zawodzie nauczyciela?
AG: Właściwie stosunkowo późno, bo dopiero u schyłku studiów, kiedy trafiłam na praktyki pedagogiczne. Wcześniej odżegnywałam się od tej profesji, ale właśnie czas praktyk uświadomił mi, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogę czuć się w tym zawodzie niejako „na swoim miejscu”.
PK: Stwierdzenie, że nauczycielstwo to Pani powołanie jest zatem zasadne?
AG: Jeśli powołanie traktować jako swoistą ideę fix, która miałaby mi towarzyszyć od zawsze, to jak widać na podstawie wyżej udzielonej odpowiedzi, w moim przypadku tak nie było. Ale gdy w 1999 roku zaczęłam pracować w tworzącym się gimnazjum w Tomicach, każdy kolejny dzień tej pracy przynosił mi dużo radości, satysfakcji i przekonanie, że chyba to jest to właściwe miejsce, w którym chcę być.
PK: Uczyła Pani w szkole podstawowej, gimnazjum, uczy w liceum ogólnokształcącym w Wadowicach, które też panią kształtowało. Czy osoba wywodząca się z „Gimpla” poczytuje sobie pracę w tej szkole jako swego rodzaju nobilitację?
AG: Tak. Po 21 latach pracy moje doświadczenia są dość bogate, miałam do czynienia z dziećmi ze szkoły podstawowej, młodzieżą gimnazjalną, uczniami Zespołu Szkół Budowlanych w Oświęcimiu, a teraz rzeczywiście – już niemal od roku – z licealistami z wadowickiego „Gimpla”. Niedawno udzieliłam wywiadu Zosi Placek, mieszkance naszej gminy i dobrze rokującej młodej dziennikarce, który ukazał się w „Peryskopie” i mówiłam w nim, że powrót do liceum był dużym przeżyciem, wyzwaniem, ale i towarzyszyła mu radość, ponieważ czasy mojej edukacji w LO wspominam z sentymentem. Wyjazdy do teatru, liczne wycieczki, uroczystości szkolne, świetni nauczyciele, którzy ugruntowali moje humanistyczne zainteresowania, tacy jak prof. Anna Wnęk, Danuta Madej czy Barbara Dulban – Chmielowska.
PK: Wiem, że nauczanie w szkole jest dla Pani wielką przyjemnością. Co jako młodemu jeszcze, ale mającemu już bagaż doświadczeń, nauczycielowi sprawia w pracy największą radość?
AG: Przeświadczenie, że każdy dzień w szkole jest inny, niesie nowe doświadczenia, nie pozwala wpaść w rutynę. Kontakt z młodymi ludźmi powoduje, że ta aura pewnej beztroski, humoru i czasem też jeszcze swoistego zachwytu światem, który nie zdążył rozczarować, udziela się także i nauczycielowi. To chyba jest to sedno.
PK: Dla nauczyciela jest problemem nadążanie za zmianą trendów, podejścia uczniów do nauki, innowacyjność materiałów czy elastyczność w działaniu powinna być immanentną częścią warsztatu?
AG: Nauczyciel musi być elastyczny. To dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości. Musi się ciągle uczyć i nie mam tu na myśli jedynie merytorycznej strony nauczanego przedmiotu. Jako czynny nauczyciel brałam udział w wielu indywidualnych, jak i zespołowych szkoleniach, które podpowiadają w jaki sposób sięgać po innowacje i dostosowywać się do nowych trendów, czy kolejnych reform edukacyjnych.
PK: Napisała Pani książkę „Od parafialnej do podstawowej – historia szkoły w Radoczy w latach 1598-1989”. To bardzo ciekawa i cenna pozycja, pozwalająca zrozumieć proces kształtowania się szkolnictwa w kontekście historycznym. Jak wspomina Pani pracę nad książką?
AG: Pomysł zrodził się kilka lat temu, z prostego powodu – historia Radoczy jest słabo zbadana, kwestie oświatowe także. A przecież Radocza ma olbrzymie tradycje tego typu – i nie mówię tylko o szkole powszechnej, ale i działającej w okresie międzywojennym Szkole Koszykarskiej, czy wreszcie Zespole Szkół Rolniczych. Tak więc zamysł istniał, ale działania ruszyły rok temu w okresie pandemii. Miałam wtedy nieco więcej czasu i zaczęłam kwerendę w naszych lokalnych archiwach, tj. w szkole podstawowej i dzięki uprzejmości księdza proboszcza Janusza Sołtysa, także w zasobach parafii. Szczególnie bogaty i dobrze zachowany materiał źródłowy pozostał w szkole – są to w szczególności katalogi z okresu galicyjskiego i międzywojennego, czyli dokumenty zawierające wykazy uczniów i ich oceny.
PK: Skąd czerpała Pani informacje? Szukanie materiałów o małej wiosce to duże wyzwanie, czy dla wprawnego historyka nie stanowi to problemu?
AG: Na pewno trudno pisać historię „małej szkoły w małej wsi”, ponieważ źródła są często rozproszone i fragmentaryczne. Z drugiej zaś strony jest bardzo duża satysfakcja, gdy po przejrzeniu wielu jednostek archiwalnych, trafia się wreszcie na wzmiankę w interesującej nas kwestii. Źródłem o znaczeniu fundamentalnym jest Kronika Szkoły zachowana w zbiorach Archiwum Narodowego w Krakowie, datowana na lata 1885– 1951. Zapisów dokonywali w niej kolejni kierownicy szkoły, tj. Kazimiera Strowska, Antoni Zborowski, Stanisław Styrnalski, Tomasz Cieślak i Tekla Cieślakowa. Sięgałam także po dokumenty zgromadzone w Oddziale Archiwum Państwowego w Bielsku – Białej oraz Archiwum PAU i PAN w Krakowie.
PK: Dużo czasu zajęło pisanie książki?
AG: Niespełna rok, w tym momencie publikacja jest niemal gotowa, choć pojawił się także pomysł podsunięty przez pana Józefa Łasaka, aby sporządzić aneks zawierający spis absolwentów i nad nim aktualnie pracuję. Jeżeli chodzi o fundusze na sfinansowanie wydania pracy drukiem, pomoc w pozyskiwaniu środków obiecała pani dyrektor Szkoły Podstawowej im. Żwirki i Wigury Anna Adamik. Mam wielką nadzieję, ze ten plan się powiedzie.
PK: Jakie są najciekawsze informacje, które zdobyła Pani zgłębiając historię szkoły w Radoczy?
AG: Dla mnie była to informacja o krótkiej wizycie w Radoczy w 1929 roku prezydenta Ignacego Mościckiego. Nigdy wcześniej o tym wydarzeniu nie słyszałam, ani też nie spotkałam się w literaturze regionalnej z żadną wzmianką na ten temat. Natomiast w zakresie już typowo szkolnym bardzo interesujący jest okres międzywojenny, kiedy dostrzegalne jest coraz szersze zaangażowanie społeczności Radoczy w proces rozwoju szkoły, widać wielką dbałość o doposażanie w pomoce naukowe, remontowanie budynku, gromadzenie książek do szkolnej biblioteczki. To wszystko odbywa się, mimo że sytuacja materialna miejscowej ludności – głównie rolniczej – nie odbiega od normy krajowej. Szkoła staje się centrum życia kulturalnego wsi, to tu odbywają się uroczystości o profilu patriotycznym, religijnym czy wreszcie rozrywkowym, jak Majówki czy Jasełka.
PK: Zdobyła też Pani informację cenną z powodów osobistych…
AG: Tak. Mogłam uzyskać potwierdzenie dla powtarzanej w rodzinie od lat pogłoski, jakoby w domu moich dziadków w Radoczy mieściła się kiedyś szkoła… I rzeczywiście moja prababcia Łucja Pytlowska w 1925 r. wynajmowała pomieszczenie na cele szkolne.
PK: Myślała Pani o tym, żeby stworzyć np. blog lub profil na Facebooku, gdzie można byłoby się dzielić choćby krótkimi informacjami na temat Radoczy i wchodzić w interakcję z odbiorcami? Może łatwiej byłoby pozyskać informacje, których nie sposób znaleźć czy dla samego kontaktu z ludźmi, dla których historia Radoczy, szkoły podstawowej, jest ważna?
AG: Rzeczywiście taka myśl się pojawiła i nawet mi mocno zaczęła towarzyszyć. Nie wiem jednak czy sama podołałabym temu wyzwaniu. Z pewnością gdybym mogła pozyskać jakiegoś sojusznika do takich działań, byłoby dużo łatwiej. Może po przeczytaniu tego wywiadu ktoś o zacięciu historycznym zechce się włączyć w takie działania. Jeśli tak, to proszę o kontakt.
PK: Książka o szkole podstawowej w Radoczy to nie debiut. Jest Pani autorką książki „Problematyka żydowska na łamach prasy akademickiej w okresie międzywojennym”. Tematyka żydowska jest Pani bardzo bliska. Od jak dawna ten temat jest ważny, z czego wyniknęły zainteresowania?
AG: W czasie studiów trafiłam na zajęcia z Historii Żydów polskich, wtedy zetknęłam się po raz pierwszy z pojęciami takimi jak haskala, chasydzi itp. W edukacji szkolnej w PRL – u i początkach III RP takie wątki w ogóle się nie pojawiały, więc była to dla mnie zupełna terra incognita. Tematyce historii Żydów w II RP poświęciłam pracę magisterską, a potem także doktorską, a książka o podanym wyżej tytule, to nieco zmodyfikowany doktorat. Te zainteresowania towarzyszyły mi dalej. W 2000 roku zostałam absolwentką pierwszego rocznika studiów podyplomowych „Nazizm – Holocaust – Totalitaryzm” uruchomionych w na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, a odbywających się w szczególnym miejscu, bo na terenie Państwowego Muzeum w Oświęcimiu. Dzięki temu mogłam też w 2006 roku wziąć udział w wyjeździe studyjnym dla nauczycieli do Izraela. Prawie trzytygodniowy pobyt tam obejmował zajęcia i wykłady w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie, ale też i zwiedzanie miejsc związanych z chrześcijaństwem (Kana Galilejska, Nazaret, Betlejem). Była to niewątpliwie podróż życia.
PK: Czy w pracy zawodowej starała się Pani zainteresować uczniów tą tematyką w sposób szczególny?
AG: Tak, zależało mi na tym, żeby ich uwrażliwić. Zapewne to potwierdzą. Przez 15 lat organizowałam coroczne wyjazdy dla gimnazjalistów do Muzeum w Oświęcimiu, później także do Muzeum Polin w Warszawie. Razem z panią Katarzyną Wójcik – polonistką z gimnazjum, napisałyśmy projekt edukacyjny „Wolni z wolnymi, równi z równymi, czyli fenomen polskiej tolerancji”, dzięki któremu uczniowie klas II gimnazjum z rocznika 1993 wzięli udział niewielkim nakładem kosztów w trzydniowej wycieczce, można powiedzieć wyprawie, do miejsc naznaczonych obecnością mniejszości narodowych, religijnych czy etnicznych. Odwiedziliśmy krakowski Kazimierz, Muzeum Romów w Tarnowie, przygraniczną Włodawę – pełną śladów żydowskiej obecności i wreszcie Podlasie, gdzie szukaliśmy wpływów prawosławia. Wspomnę jeszcze o projekcie porządkowania wadowickiego kirkutu, który także realizowałam z jedną z grup z gimnazjum.
PK: Czy jest jeszcze jakiś temat szczególnie bliski, którego nie ujęła Pani w dotychczasowych publikacjach, a warty jest opracowania?
AG: Na pewno warto byłoby podjąć temat oświaty – tym razem na terenie Tomic. Mam tu na myśli zarówno szkołę podstawową i jej poprzedniczki oraz gimnazjum – szczególnie mi bliskie, którego historia to już rozdział zamknięty. Fascynują mnie też dzieje rodziny Gostkowskich, którzy od II poł. XIX w. weszli w posiadanie Tomic. Aleksander Gostkowski senior – powstaniec styczniowy – to przecież twórca modelowego gospodarstwa rybackiego. Niemniej ciekawe są dzieje Aleksandra juniora, a zwłaszcza Stanisława Gostkowskiego. Dr ichtiologii o zacięciu publicystyczno – literackim, którego wojenne i powojenne losy to niemal materiał na film. Pobyt w oflagu i udział w delegacji oficerów polskich, którzy wybrani przez Niemców w 1943 r. udali się na miejsce zbrodni w Katyniu. Swoją relację na ten temat Gostkowski opublikował w paryskiej „Kulturze”. W obawie przed sowieckimi represjami po wojnie, gdy z obozu w Woldenbergu dotarł do amerykańskiej strefy, finalnie trafił Wielkiej Brytanii. Tam poślubił Danutę Stadnicką – przedstawicielkę rodu Stadnickich herbu Szreniawa z Nawojowej, razem z nią wyjechał do Kenii, gdzie zakładał stawy rybne dla British Colonial Development Corporation. Udało mi nawiązać kontakt z córką Stanisława – Izabelą Gostkowską – Gates. Mieszka obecnie w Pretorii w RPA i jest uznaną autorką książek psychologicznych. Jej marzeniem jest odwiedzić Tomice, które jej ojciec do końca swoich dni wspominał. Wydaje mi się, że byłaby to wspaniała inicjatywa móc gościć u nas w gminie potomków barona Gostkowskiego.
PK: Czy Radocza również może doczekać się kolejnej publikacji?
AG: Marzy mi się album będący historią Radoczy, widzianą przez pryzmat dawnych fotografii. Niedoścignionym wzorem takiego wydawnictwa z naszego terenu jest praca „Witanowice na starej fotografii” autorstwa pana Ryszarda Góralczyka. Przy tej okazji muszę stwierdzić, że bardzo podziwiam zapał twórczy mieszkańców Witanowic i Lgoty, gotowość do dzielenia się historią swoich rodzin, fotografiami.
PK: Pisanie książek historycznych to „mrówcza” praca. Jest to dla Pani przyjemną odskocznią i wejściem jeszcze głębiej w świat swoich zainteresowań, czy jednak proces twórczy wysysa dużo energii, zabierając mnóstwo wolnego czasu?
AG: Nie przesadzajmy z tym „pisaniem książek” – jedna z nich to moja praca doktorska, a druga jeszcze się nie ukazała, więc nie jest to oszałamiający dorobek (śmiech). Tworzenie prac historycznych jest fascynujące, ponieważ pozwala z drobnych informacji, faktów, które samoistnie nie miałyby pewnie większego znaczenia, tworzyć szeroki obraz pewnego wycinka dziejów. Czy zabiera wolny czas? Myślę, że jest doskonałą formą spędzania czasu wolnego (śmiech).
PK: Jest jakaś postać historyczna z Radoczy lub gminy Tomice, która przez lata zajmowania się historią naszych terenów, zwróciła Pani szczególną uwagę?
AG: Takich postaci jest wiele – choćby wspomniani wcześniej Gostkowscy, albo bracia Andrzej i Wiktor Kunachowiczowie – obaj urodzeni w Radoczy, choć dorastali już poza nią, żołnierze Legionów, uczestnicy wojny z bolszewikami, obaj uhonorowani Orderem Virtutti Militari. Odnoszę wrażenie, że w Radoczy nikt o niech nie pamięta. Kolejna osoba to na pewno kapitan Jan Michał Nidecki – wykładowca języka polskiego i literatury w Szkole Podchorążych w Bydgoszczy, bardzo ceniony przez uczniów, nazywany „Złotoustym”. Został zamordowany przez Sowietów w obozie w Kozielsku. To tylko kilka osób, a takich postaci jest naprawdę sporo.
PK: Ma Pani kontakt ze swoimi byłymi uczniami? Wielu z nich dzięki Pani zainteresowało się historią i zdobywało laury w konkursach historycznych.
AG: Wszystkich swoich uczniów i wychowanków mam w pamięci i na ogół poznaję, nawet gdy chodzą w maseczkach (śmiech). Niektórzy z nich się dziwią, że pamiętam imię, ale to jest oczywiste. Nauczyciele mają bardzo dobrą pamięć (śmiech). Szczególnie wspominam tych uczniów, z którymi miałam kontakt w ramach Koła Historyczno – Filmowego, wycieczek edukacyjnych, projektów czy liczne grono młodych historyków, których przygotowywałam do konkursów i olimpiad. W tym miejscu chciałabym wymienić te osoby, które na etapie gimnazjalnym odnosiły sukcesy w dziedzinie historii, a współpraca z nimi była dla mnie wielką przyjemnością. Byli to Janusz Sławek, Kasia Brusik, Michał Ściera, Emil Miś, Dominika Tabak, Zuzanna Opyrchał, Michał Gutkowski, Natalia Orkisz, Kamila Brusik, Michał Góra, Weronika Tyrybon, Martyna Śliwa, Ewelina Wielińska, Kamila Książek czy Julka Rączka. Ograniczyłam tę listę do laureatów i finalistów, bo gdybym miała wymieniać wszystkich, którzy przewinęli się w różnorodnych formach aktywności historycznej, pewnie to wyliczanie trwałoby i trwało…
PK: Jakie, poza historią, są Pani zainteresowania?
AG: Literatura, podróże i film – zestaw chyba dość typowy. Literatura bardzo różna – od historycznej począwszy, poprzez beletrystykę z naciskiem na kryminały i thrillery. Od lat korzystam z biblioteki w Tomicach, która jest doskonale zaopatrzona we wszelkie nowości. Jeśli chodzi o film, to bliskie jest mi poczucie humoru Woody Allena, jak i atmosfera „kina moralnego niepokoju”, a ostatnio także popularne netflixowe seriale, tak więc też duży rozrzut. Co do podróży, to najbardziej fascynują mnie miejsca z historycznym klimatem, raczej nie plaże i palmy (śmiech). Zwiedziłam już Litwę, byłam kilka razy na Ukrainie i bardzo marzy mi się wyjazd na Białoruś – do Grodna, Brześcia, Nieświeża.
PK: Zatem życzę realizacji marzeń, niegasnącego zamiłowania do pogłębiania wiedzy, dzielenia się nią i edukowania lokalnej, i nie tylko, społeczności w kwestiach historycznych.
AG: Dziękuję za te życzenia i jednocześnie bardzo się cieszę, że poprzez ten wywiad mogłam włączyć się w cenną inicjatywę Gminnego Ośrodka Kultury w Tomicach, jaką jest Tydzień Bibliotek.
Opisy do zdjęć z galerii (numery w prawym dolnym rogu):
- Państwowe Muzeum w Oświęcimiu Brzezince, z gimnazjalistami z rocznika 1991 (wycieczka z roku 2007)
- Państwowe Muzeum w Oświęcimiu Brzezince (wycieczka z roku 2017)
- Gimnazjaliści poznają historię wadowickiego kirkutu (rok 2002)
- Kapitan Jan Michał Nidecki z żoną Janiną z Janiaków (zdjęcie ze zbiorów Jerzego Nideckiego)
- Andrzej Kunachowicz – ur. w Radoczy, wręcza szablę prezydentowi RP Ignacemu Mościckiemu (zdjęcie z domeny publicznej)
- Agnieszka Graboń z Katarzyną Brusik, finalistką konkursu historycznego dla gimnazjalistów (rok 2007)
- Agnieszka Graboń z Januszem Sławkiem, laureatem ogólnopolskiego konkursu „Polskie drogi do niepodległości” (Muzeum Armii Krajowej, rok 2000).
- Agnieszka Graboń Z Kamilą Brusik – finalistką konkursu „Losy żołnierza i dzieje oręża polskiego” oraz zdobywczynią I miejsca w Małopolskim Konkursie „Historia Solidarności” (rok 2016)
- Liczne grono młodych historyków ze swoją opiekunką (rok 2018)